Z okazji zbliżającego się dnia babci i dziadka, przedstawiam Wam opowieści wielu osób. Osób, pochodzących z mojej rodziny. Dowiecie się, jak wyglądało dzieciństwo babci, dziadka i ich młodość. Pierwsza w kolejności jest babcia Ania i jej wspomnienia:
I. Kiedyś pojechałam z Twoją mamą do Koziegłów. To taka wioska na południu Polski. Tam, pewnej niedzieli poszliśmy do drewnianego kościoła. Siadłam z dziesięcioletnią Asią w pierwszej ławce i zaczęła się msza. W połowie psalmu dosiadły się do nas dwie starsze kobiety. Miały tak donośny głos, że gdy Twoja mama je usłyszała, dostała wielkiego ataku śmiechu. Trzeba było wyprowadzić ją z kościoła. Do tej pory pamiętam, jaki mieliśmy ubaw!
II. Kiedy byłam mała, zapisano mnie do przedszkola w Milowicach. Lecz byłam okropnym niejadkiem. I gdy pewnego razu podano obiad, niezauważona uciekłam z przedszkola. W domu poskarżyłam się mamie, że ktoś mnie uderzył. Dużo nakłamałam, ale potem wszystko się wydało.
III. Pamiętam również, że miałam kolegę - sąsiada, który posiadał w domu rzutnik. Teraz są lepsze atrakcje ale wtedy oglądanie takich filmów wyświetlanych na prześcieradle, to było coś! Spędzaliśmy całe wieczory przed wielkimi chustami w białym kolorze.
Mam również drugą babcię. Jest to mama mojego taty. Przeprowadziłem z nią wywiad na temat jej wspomnień. Uważnie słuchałem opowieści babci Joasi :
I. Pod koniec II wojny światowej (kiedy byłam jeszcze mała) wszyscy zgromadziliśmy się u mojej babci, oczekując powrotu, mężów, braci czy też wujów i stryjów. Kilka osób zginęło w obozie w Oświęcimiu, natomiast mój tatuś nie wracał. Mijały dni, miesiące. Mama wieczorami wypatrywała taty, lecz on się nie zjawiał. W końcu mamusia wraz z moimi siostrami i mną poszła do wróżki. Na miejscu wróżka rozsypała karty i wyczytała z nich, iż tata, wróci i w nocy będzie można usłyszeć pukanie do drzwi. I tak się stało. Pewnej nocy z granatowego nieba zaczął lać deszcz. Krople wody uderzały o przezroczyste szyby, a wiatr kręcił kolorowymi liśćmi. Była to jesienna noc. Nagle usłyszeliśmy pukanie, choć trudno było je odróżnić od stukania w szyby. Po otwarciu drzwi naszym oczom ukazała się postać tatusia. Byliśmy ogromnie szczęśliwi. Do dzisiejszego dnia pamiętam te niezapomniane chwile radości.
II. Kiedy Twój tata był jeszcze mały, dostał aparacik na zęby. I z tym aparacikiem pojechaliśmy w góry. Andrzejek lubił hasać, więc pobiegł bawić się z kolegami. Gdy wrócił, zauważyliśmy, że nie ma na zębach tego druta! Wszyscy zaczęliśmy szukać. Ale znajdź tu człowieku igłę w stogu siana. I tym sposobem aparacik przepadł.
III. Raz, pojechaliśmy na wakacje do Bułgarii, wtedy Ilonka miała 10 lat a Andrzej miał 2 latka. Wybraliśmy się na wielki targ, z mnóstwem ludzi. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam, że Twój tata zniknął. Zawiadomiliśmy policję. Zrobił się tłok i wszyscy zaczęli szukać blondyna w wieku 2 lat. Po 3/4 godzinach Andrzejek wrócił mówił, że było ,,ato i panu". Na całe szczęście tata się odnalazł.
A teraz przedstawiam Wam wywiad z Dziadziusiem Rysiem w formie audio.
Wejdźcie na ten link: https://drive.google.com/?hl=pl#my-drive
i kliknijcie wywiad.wma a potem POBIERZ. Miłego słuchania!
I jak? Wywiad się podobał? Teraz już ostatnia osoba, a mianowicie... Dziadziuś Juruś!
Dziadziuś Juruś ma bardzo ciekawe wspomnienia :
I. 1945, Niedziela Palmowa, Strumień (Powiat Cieszyn)
Huk dział, wybuchy bomb, serie karabinów maszynowych, wkraczają Sowieci. Jedna z bomb trafia w plebanię - ginie kilkanaście osób, uczestniczę razem z ojcem w odkopywaniu ciał. Następnego dnia NKDW (policja sowiecka) aresztuje ojca i wywozi go na Sybir. Po paru dniach moja mama jako żona polskiego oficera oraz dwaj moi bracia i ja zostajemy wyrzuceni z naszego domu. Z wielkimi trudnościami dostajemy się do Pszczyny, a stąd odkrytymi wagonami towarowymi, w pierwszy dzień świąt Wielkiejnocy dostajemy się do Krakowa i zamieszkujemy u moich Dziadków ( rodzice mamy) na ul. Sebastiana 13. Tu kończę II klasę i III kl. szkoły podstawowej, pisząc na tabliczce z rysikiem. Tu też przystąpiłem do I Komunii Św. w kościele Bożego Ciała. Pomagałem mamie w utrzymaniu naszej rodziny sprzedając papierosy, bibułkę solali, kamyczki do zapalniczki oraz gazety Dziennik Polski po tramwajach. W 1948 wyjechaliśmy od Graczy, gdzie mama podjęła pracę jako urzędniczka w kamieniołomach. Tutaj poszedłem do V kl. z uwagi na niski poziom nauczania w tej szkole. Do moich obowiązków należała opieka nad 4-letnim bratem, uprawa działki przydomowej, troska o kury, króliki i gołębie. Łapałem również raki i sprzedawałem je znajomym. Po roku mama przeniosła się do Opola, do cementowni Odra i zamieszkaliśmy w jednym, z nielicznie ocalałych budynków, gdzie wziąłem z sobą gołębie. Oprócz nauki i opieką nad młodszym bratem, zacząłem z kolegą zbierać złom (miedź, ołów, cyna, mosiądz). I to nam dawało pieniądze, za które zacząłem kupować książki (np. Karol Maj - Winnetou). Tu ukończyłem szkołę podstawową i gimnazjum w 1954 r. dostałem się na studia we Wrocławiu Akademia medyczna, wydział lekarski. W 1965 r. po ukończeniu studiów i uzyskaniu dyplomu lekarza, zostałem powołany do dwuletniej służby wojskowej w stopniu podporucznika. W tym czasie zwiedziłem pół Polski jako oficer. Po wojsku zostałem specjalistą-chirurgiem i doczekałem się oprócz własnych dzieci - uroczych wnucząt.
Roku Pańskiego, 2014, Styczeń.
Dziękuję bardzo, to na tyle. Wszystkim Babciom i Dziadkom życzę dużo szczęścia, zdrowia i mało smutków.
Do widzenia!
Ciekawe wspomnienia. Dobrze się czyta. Przejrzysta strona graficzna. Gratuluję.
OdpowiedzUsuń